poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Kilka słów o nauczycielach i nauczaniu

Cała Polska żyje strajkiem nauczycieli. Jedni mówią, że im się należy; inni - że wręcz przeciwnie. Wielu narzeka na formę strajku, na jego termin, nierzadko podważany jest sam trud pracy nauczyciela. Niestety, niskie pensje to najmniejszy problem polskiej edukacji.

W dalszej części tekstu nie mam zamiaru zajmować się powszechnie podejmowanym "argumentem" o tym, że nauczyciele pracują mało i jeszcze mają dwa miesiące wolnego, bo to oczywista bzdura. Ale niestety są inne kwestie, które w moich oczach stawiają nauczycieli w świetle niekoniecznie korzystnym. Od razu zaznaczam, że wypowiadam się tu nie jako skrzywdzony przez szkołę dawny uczeń, lecz jako były pracownik wydawnictw edukacyjnych, który miał sporo kontaktu z nauczycielami. Z grubsza też wiem, czemu sytuacja edukacji w Polsce wygląda, jak wygląda.
 

Nauczyciele protestują przeciw niskim płacom, a także przeciwko obecnym mechanizmom i biurokracji istniejącym w edukacji. Ten drugi argument, często pomijany, jest nawet na swój sposób ważniejszy, bo faktycznie, sytuacja wygląda tak, że nauczyciele spędzają wieczory, wypełniając różne papierki, a na obmyślanie lekcji, że o życiu prywatnym nie wspomnę, nie ma za bardzo czasu.


TYLE, ŻE:

Muszę poruszyć inną ważną sprawę, z którą miałem nieprzyjemność się zetknąć - otóż coraz częściej bywa tak, że nauczycielami zostają ludzie, którzy nie mają ku temu powołania, ale nie bardzo umieją robić cokolwiek innego, więc idą do pracy w szkole. Pamiętam spotkania z nauczycielami w sprawie prezentacji nowych podręczników albo konsultacji dotyczącymi już istniejących - byłem wręcz przerażony poziomem intelektualnym ludzi, którym inni powierzają swoje dzieci. Ci sami ludzie domagali się coraz większej ilości coraz bardziej szczegółowych testów (oczywiście wyłącznie w formie pytań zamkniętych), co załatwić miało np. problem swobody interpretacji tekstu literackiego. Niestety - skutkiem ubocznym jest fakt, że uczniowie nie muszą już myśleć, a jedynie uczą się rozwiązywania testów; kolejnym - że nauczyciele mają coraz więcej druczków do wypełniania.

Za tym wszystkim idą zmiany w programie nauczania. Istnieje coś takiego jak podstawa programowa - dokument opracowany przez MEN określający wiedzę i umiejętności ucznia na koniec każdego poziomu edukacyjnego (czyli np. szkoły podstawowej). Kiedyś PP określała MINIMALNE umiejętności, czyli uczeń musiał opanować wiedzę na poziomie PP, żeby w ogóle zdać egzaminy końcowe. Dzisiaj opanowanie PP to gwarancja oceny BARDZO DOBREJ - wiem, bo wyjaśniła mi to ostatnio współpracująca ze mną dydaktyczka (chyba że do dzisiaj coś się zmieniło). Nierzadko dostawałem polecenia usuwania z podręczników wszelkich materiałów - zdjęć, tekstu, a nawet ciekawostek - które wskazywałyby na to, że w minimalnym stopniu wykraczają poza PP.

Zdarzają się przez to takie sytuacje: Dzieci w szkole podstawowej dowiadują się na lekcjach o tym, że materiał zbudowana jest z drobin, bo słowo "atom" wykracza poza PP. W dzisiejszych czasach raczej wątpliwe jest, by dzieci go nie znały, ale jeśli użyją go np. na egzaminie, to jest możliwe, że dostaną złą ocenę - bo nie użyły określonego w PP słowa "drobiny". Co prawda nauczyciel wie, że dzieciak odpowiedział dobrze, ale dostępne formularze stwierdzają inaczej.

Dodam też, że PP jest tak skonstruowana, że siłą rzeczy odzwierciedla poglądy aktualnie rządzącej partii politycznej - stąd tak częste zmiany w polskim systemie edukacji.

Efektem tego wszystkiego jest spadek poziomu nauczania - i autorytetu nauczyciela. Nierzadko zdarzają się ludzie uzdolnieni, z pasją i chęcią dzielenia się wiedzą z młodym pokoleniem. Jednak nie idą oni do szkoły - nie tylko dlatego, że nie chcą pracować za małe pieniądze, ale też dlatego, że nie mają zamiaru podporządkować się nieżyciowym i przestarzałym wymaganiom MEN oraz wszechobecnej biurokracji. Wolą pracować w miejscach, gdzie ich kreatywność nie zostanie stłamszona, a będzie też odpowiednio wynagradzana. Tacy ludzie umieliby nauczać tak, by dzieci się faktycznie uczyły i interesowały otaczającym światem - ale w szkołach spotkamy takich rzadko.

Mam wśród swoich znajomych dwie nauczycielki, które są wyjątkowo rzadkim dzisiaj przypadkiem nauczycieli z powołania. Wiem, że ciężko pracują i uważam, że pieniądze im się należą. Ale znam też ludzi, którzy byliby świetnymi nauczycielami, ale do szkoły nie pójdą - z powodów tych samych powodów, jakie opisałem wyżej. No i przede wszystkim miałem nieprzyjemność poznać wielu nauczycieli takich, jak opisałem na początku - swoiste odrzuty uczelni wyższych, pracujący w szkołach "za karę". Kiedy pomyślę, że tacy ludzie domagają się wyższej płacy, to głośno pytam: "ZA CO?".

Podsumowując: Wyższe pensje, oczywiście. Ale warto przyjrzeć się, kto tę podwyżkę dostanie. Bo nie powinno być tak, że osoba, która wręcz zniechęca dziecko do nauki, jest wynagradzana na tym samym poziomie, co człowiek autentycznie oddany swojej pracy i osiągający dobre efekty. A przede wszystkim bez drastycznych zmian w systemie edukacji sytuacja w polskich szkołach i tak się nie poprawi. Bo obecnie jest tak, że nauczyciele narzekają na system, który w pewnej mierze powstał za sprawą ich samych - w każdym razie ich części, przez którą teraz cierpią wszyscy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...