poniedziałek, 28 października 2019

Kilka słów o powrotach do domu

W ostatni weekend byłem u matki w Ciechanowie. Jeżdżę regularnie co dwa miesiące. Od 5 lat bez żadnych problemów. Aż do wczoraj.
Niedziela. Wyjeżdżam z Ciechanowa o 13.16. Do Warszawy przyjeżdżam bez problemów. O 15.10 mam intercity do Wrocławia (przyjazd o 19.38). Podróż początkowo przebiegała bez zarzutów. Jedyny problem był taki, że pociąg okazał się trochę za krótki i wiele osób stało. Czyli w sumie jak zwykle w niedzielę po południu. W okolicach Lublińca (godz. 18.00) pociąg zatrzymał się na godzinę w szczerym polu, bo okazało się, że jakiś idiota znowu zignorował światła ostrzegawcze i wjechał autem prosto pod pociąg. Efekt: Ruch pociągów wstrzymany i konieczność opracowania objazdów. Na razie czekamy.

Godzina 19.00. Podczas czekania w polu, aby uspokoić pasażerów, kierownik pociągu zaleca kierowniczce Warsu, żeby rozdać pasażerom wodę. Pomysł dobry, ale wykonanie kiepskie, bo według pani z Warsu woda należy się tylko pasażerom zajmującym miejsca siedzące, jako że mają miejscówki. A ci, co stoją? Cóż, wygląda na to, że są gorszym sortem i im się nie należy. Dzielę się otrzymaną wodą z bardzo atrakcyjną matką, która podróżowała z równie atrakcyjną nastoletnią córką. Bo i po co mi, skoro sam mam swoją wodę. Pani z Warsu krzyczy, że ta woda była dla mnie, a nie dla nich i w takim razie żąda jej zwrotu. Nastolatka przyjmuje to spokojnie, ja zamierzam oponować, ale nie zdążam, bo matka protestuje bardzo zdecydowanie - z miejsca wali panią z Warsu otwartą dłonią w twarz, rozkwaszając jej nos. Potem podaje córce butelkę ochlapaną krwią. Obie mi dziękują. Pani z Warsu ucieka i grozi, że wezwie kierownika. Kierownik zamyka się w swoim przedziale, bo reakcje pasażerów stają się coraz bardziej agresywne, a on sam nie wie, co się dzieje. Wreszcie idzie komunikat, że jedziemy objazdem przez Gliwice i we Wrocławiu będziemy z dwugodzinnym opóźnieniem.
W Gliwicach (godz. 20.00) znowu stoimy. Zmiana kierunku miała trwać 10 minut, ale okazuje się, że maszynista nie może już jechać, bo minął czas jego zmiany i zgodnie z przepisami nie powinien już prowadzić. Widząc miny pasażerów, wraca do przedziału, ale okazuje się, że system nie pozwala mu prowadzić i włącza się jakiś alarm. Siłą rzeczy czekamy na zmiennika - problem w tym, że takich pociągów jak nasz jest w Polsce 20 i niewielu jest przeszkolonych maszynistów. Trzeba sprowadzać ekipę z Warszawy - ma być za następne dwie godziny. 
Atmosfera - o dziwo - w miarę spokojna. Ludzie gromadnie wyszli na peron, zwiedzają dworzec, robią sobie zdjęcia. Pasażerowie czekający na inne pociągi robią zdjęcia nam. Nagle słychać komunikat, że właśnie na peron wjeżdża pociąg z Bielska-Białej do Świnoujścia i osoby z naszego składu udające się do Opola i Wrocławia mogą z niego skorzystać. Wszyscy pasażerowie ściągają z dworca i biegną po swoje bagaże. Jakiś pan dzwoni po dziewczynę, która myślała, że ma dużo czasu i poszła się przejść poza dworzec.
Przyjeżdża pociąg z Bielska-Białej. Jest to pociąg kategorii TLK (znany jako Tłoczny, Lichy, Krótki). Ma całe 7 wagonów, w większości zapełnionych. Pasażerowie stojący w oknach bledną na widok 300-osobowego tłumu z obłędem w oczach. Pociąg zatrzymuje się. Rzucamy się do drzwi, bo wiadomo, że wszyscy nie wejdą. Jakiś chłopak krzyczy, żeby najpierw wchodzili ci, co najwcześniej wysiadają. Nikt go nie słucha, więc chłopak rzuca plecak przez okno wagonu i prosi, żeby go podsadzić i on tak wejdzie. Widzi to konduktor i ściąga chłopaka na dół. Po 20 minutach okazuje się, że część pasażerów "mojego" pociągu się nie zmieści i musi czekać. Ktoś proponuje zorganizować loterię, żeby ustalić, kto może jechać, a kto nie. Pomysł upada, po prostu na peronie zostają ci, co jeszcze nie wsiedli. Ja na szczęście jestem w środku. Jakiś facet koło mnie wychyla się przez okno i krzyczy, że jego dziewczyna nie wróciła z miasta i trzeba czekać. Kierownik pociągu kazał mu uczynić czynność anatomicznie niemożliwą nawet dla osoby, która regularnie ćwiczy pole dance. Ostatecznie chłopak odjeżdża bez dziewczyny. Nagle ktoś pyta, czyj to plecak. Okazuje się, że chłopak, który wrzucił go przez okno, został w Gliwicach. Stojąc w tłoku, w przeraźliwie dusznym wagonie, zastanawiam się, czy nie lepiej było może jednak zaczekać na tę zmianę obsługi.

W Opolu (godz. 22.00) stoimy przed stacją 20 minut, bo z powodu wypadku na stacji jest tyle pociągów, że skończyły się wolne krawędzie peronowe i musimy czekać, aż coś się zwolni. Kiedy podjeżdżamy, okazuje się, że na peronie czeka wielu chętnych na ten pociąg, ale nie ma już miejsca. Pojawiają się głosy o tym, żeby doczepić wagony, ale ich nie ma. W końcu jakoś udaje się wszystkich upchnąć, ale prośby pasażerów o przepuszczenie ich, bo chcą zająć swoje miejsce zgodne ze wskazaniem na bilecie, wzbudzają jedynie powszechną wesołość.

We Wrocławiu jesteśmy o 23.20. Komunikacji dziennej już nie ma, a autobus nocny mam za prawie godzinę. Szykuję się na marsz do domu, ale szczęśliwie podjeżdża spóźniony autobus, który wraca na bazę i przejeżdża prawie koło mnie. Ostatecznie w domu jestem o 23.50, czyli jak obiecałem kotu, że będę w niedzielę, tak słowa dotrzymałem.

PS Na zdjęciu widać pociąg, do którego wsiadłem w Warszawie i który opuściłem w Gliwicach. Przyjechał do Wrocławia 10 minut po moim przyjeździe. Na śmierć zapomniałem, że to szybki skład i że tę samą trasę pokona szybciej. Zamiast tłoczyć się w tym nieszczęsnym TLK, mogłem sobie posiedzieć w klimatyzowanym wnętrzu i po prostu poczekać. Ale wtedy miałbym trochę mniej do opowiadania.

1 komentarz:

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...