piątek, 29 czerwca 2018

Siedmiu kosmicznych wspaniałych

Battle Beyond the Stars

USA 1980
Scenariusz: Anne Dyer, John Sayles
Reżyseria: Jimmy T. Murakami
Filmy SF na przełomie lat 70. i 80. to nie tylko klasa "B", ale i dzieła wielkie, ambitne, wysokobudżetowe - a czasami wszystko na raz. Wymyślone światy pozwalały na bardziej wyrazisty przekaz pewnych treści, a także widowiskowość.  W założeniu miało to sprawić, że film będzie podobał się i tzw. szerokiej publiczności, jak i widzom wymagającym czegoś więcej, niż tylko rozrywki. Oczywiście twórcy kina klasy "B", którzy nie mogli pozwolić sobie na wysoki budżet, nie zamierzali odpuszczać, lecz doskonale wyczuli zmianę. Wiedzieli, że skończył się czas potworów, obcych oraz morderczych, zmutowanych warzyw i owoców. Zaczęli większą wagę przykładać do treści, a nierzadko nawiązywali do wielkich dzieł światowej kinematografii, w tym często do innych dzieł SF. Efekty takich zabiegów były różne. Do godnych uwagi przedsięwzięć uważam niektóre z filmów "króla klasy B" - Rogera Cormana. On to właśnie stworzył jedną z najciekawszych wariacji na temat "Siedmiu Samurajów" Kurosawy - mianowicie "Bitwę Poza Gwiazdami".
Nad pokojową, mlekiem i miodem płynącą planetą Akir (noszącej to imię na część Kurosawy oczywiście) nagle, bez ostrzeżenia pojawia się ogromny statek kosmiczny. Jego dowódcą jest Sador, który oznajmia przerażonym Akiranom, że jego okręt, oprócz armii złowrogich mutantów, posiada "Gwiezdny Konwerter" - najpotężniejszą broń kosmosu zdolną zamieniać planety w gwiazdy - co raczej nie kończy się dobrze dla mieszkańców. Stawia ultimatum - mają albo poddać się władzy tyrana, albo szykować na śmierć. Sador odlatuje, by dać nauczkę innej planecie, a na straży pozostawia statek patrolowy, którego piloci z nudów porywają zakładniczkę. Władze Akiru decydują się wysłać młodego Shada na jedynym uzbrojonym statku (wyposażonym w dość bezczelną sztuczną inteligencję imieniem Nell), by poszukał najemników gotowych nauczyć ich walczyć. Shad wyrusza więc i odnajduje kolejno genialną (i piękną) specjalistkę od robotyki, ziemskiego kosmicznego kowboja, prastare i genialne klony tworzące superistotę imieniem Nestor, byłego gangstera, człowieka-jaszczura - kanibala, którego planeta też padła ofiarą Sadora oraz Walkirię, która traktuje wojnę jak zabawę. Tym sposobem na Akir powraca flota siedmiu statków, których załogi stawiają czoła armii mutantów.
Spokojnie, to nie jest  idiotyczna parodia dzieła Kurosawy - tylko do niego nawiązuje. Podobnie, jak w "Siedmiu samurajów" mamy tutaj pokojową społeczność, która musi nauczyć się bronić, najemników, którzy z różnych powodów, po początkowych oporach, decydują się pomóc. Mamy też wiele celowych nawiązań do dzieła kina SF, mianowicie do "Gwiezdnych Wojen" Lucasa. W filmie pojawia się broń podobna do Gwiazdy Śmierci, końcowa bitwa w kosmosie jest niemalże kopią sceny ataku na wspomnianą stację. Miłośnicy "Star Trek" też nie będą zawiedzeni: złowrogie mutanty nieco przypominają Klingonów, a inne obce rasy też są wzorowane na różnych istotach z serialu - podobnie jak pojazd głównego bohatera. "Nell" jest niewielka, ma jednak sylwetkę nieco zbliżoną do "Enterprise" - pomijając kształtne piersi z przodu pojazdu - nie mam pojęcia po co, pewnie dla podkreślenia temperamentu i feministycznej mentalności komputera (a właściwie "komputerki") statku.  Jedyny oryginalny pomysł w tym filmie to istoty zwane Kelvinami porozumiewające się za pomocą... ciepła, chociaż nie oglądałem wszystkich odcinków "Star Trek", więc mogę się mylić.
 
"Bitwę Poza Gwiazdami" oglądałem po raz pierwszy na pirackiej kasecie wideo, chyba ze 25 lat temu. Przyznam, że dzisiaj, w epoce komputerów i dopracowanych efektów specjalnych, film się nie bardzo zestarzał; nadal ogląda się go bardzo przyjemnie. Dzieje się tak głównie za sprawą aktorów. Film nie stara się być wierną kopią "Siedmiu Samurajów", lecz tworzy swój własny klimat przygody i dramatu z domieszką humoru i wątkiem romantycznym. W obsadzie pojawia się kilka znanych nazwisk, m.in. Robert Vaughn, którego mogliśmy oglądać w dziełach takich jak "Bullit", "Płonący Wieżowiec" czy wreszcie "Siedmiu Wspaniałych", a także George Peppard, gwiazdor lat 80., znany choćby z "Drużyny A" i "Śniadania u Tiffany'ego". Również ci mniej znani aktorzy, lub identyfikowani z kinem klasy "B", jak Sybil Danning, radzą sobie znakomicie (nawiasem mówiąc, ostatnia z wymienionych była zresztą zatrudniania w kinie klasy "B" chyba tylko ze względu na figurę, gdyż ci, którzy z nią pracowali, wspominają ją jako inteligentną kobietę i bardzo dobrą aktorkę). Emocje postaci są prawdziwe, nikt nie zachowuje się ani nie mówi nazbyt sztucznie czy patetycznie - nawet złowrogie przemówienie Sadora nie brzmi szczególnie sztucznie, jak to czasem bywa u przejaskrawionych złoczyńców filmowych tamtego okresu. Muszę tu również zwrócić uwagę na niewidoczną w filmie Lynn Carlin, która dała głos najsympatyczniejszej postaci w filmie, a mianowicie "Nell", czyli komputerowi statku.
Teraz przejdźmy do kwestii technicznych. Jak na film "króla klasy B" film wizualnie wygląda bardzo dobrze. Pojazdy kosmiczne są dopracowane, ich wnętrza są raczej oszczędne i zróżnicowane - od razu widać, że statki najemników to zbieranina z różnych stron Galaktyki i ich wyposażenie odpowiada różnym potrzebom. Jedynie kostiumy człowieka-jaszczura i mutantów przypominają gumowe stroje pokroju"Potwora z Czarnej Laguny", niemniej są na tyle starannie wykonane, że to nie razi. Warto przy tym zauważyć, że za wykonanie efektów wizualnych odpowiedzialny był sam James Cameron - dlatego nie ma tu miejsca na niedoróbki. Nie widać nitek, na których powieszone są statki ani guzików na kostiumach. Ruchy gwiezdnych myśliwców, błyski dział laserowych czy eksplozje wyglądają chyba całkiem nieźle, podobnie jak w pierwszej, "niepodrasowanej" wersji "Nowej Nadziei".
Za sprawą Cormana powstał film, jak na owe czasy, dopracowany, wykonany starannie, nie odbiegający jakością od innych, często lepiej finansowanych dzieł SF. Nawet dzisiaj nie wygląda staro, chociaż stroje i kostiumy bohaterów mogą trochę śmieszyć. Oceniam go na 7/10 - film nie nadzwyczajny, ale przyjemny, do którego czasami lubię wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...