wtorek, 28 sierpnia 2018

5 lat we Wrocławiu

Dokładnie pięć lat temu na dworcu głównym PKP we Wrocławiu wysiadł sobie pewien skromny ciechanowianin, który od pierwszego wejrzenia zakochał się w tym mieście i postanowił zostać. Tak, już od pięciu lat jestem dumnym wrocławianinem.

Zaczynało się nieciekawie. Miałem w zasadzie nie tyle pewną pracę, co dużą szansę na nią, ale nie wiadomo, od kiedy miała się ona zacząć i jak długo potrwać. Ale wyboru nie miałem - pozostała mi garstka oszczędności, więc musiałem zaryzykować.


Motywację miałem sporą. Po pierwsze - wiadomo, trzeba z czegoś żyć, a tu miałem przynajmniej obiecaną posadę. Druga rzecz, że już podczas rozmowy kwalifikacyjnej zakochałem się we Wrocławiu od pierwszego wejrzenia. Wcześniej mieszkałem na Pomorzu i trochę żal mi było opuszczać morze, ale z drugiej strony - tutaj są góry blisko...

Łatwo nie było. Obiecana praca była dobrze płatna, ale blisko związana z Ministerstwem Edukacji Narodowej i finansami unijnymi, co oznaczało niekończące się kontrole i bezradne obserwowanie, jak nasze podatki obracane są błoto i marnowane z powodu cudzej niekompetencji. Na dodatek dostałem do współpracy przy swojej części projektu najgłupszych ludzi, z jakimi kiedykolwiek zdarzyło mi się pracować. Kierownictwo nie było lepsze. Wyobraźcie sobie, że pewnego razu pani menedżer zażyczyła sobie sporządzenia DOKŁADNEGO harmonogramu prac obejmującego cały nadchodzący rok. Mieliśmy zaplanować KAŻDY DZIEŃ. Przygotowanie tego zajęło 4 dni. Oczywiście już w momencie oddania harmonogram był nieaktualny. A sam projekt poszedł do kosza i pies z kulawą nogą się nim nie interesuje. Nie będę pisał, ile kosztował, żebyście się nie wkurzyli, że tyle pieniędzy poszło na marne. Powiem tylko, że była to suma dziewięciocyfrowa.

Potem przyszedł czas na praktyki w biurze tłumaczeniowym. Praca ciekawa, ale w pewnym momencie pomyślałem sobie, że w zasadzie mogę to samo robić w domu. I tak zacząłem działalność na własną rękę. Czasem jest strach, jak nie ma zleceń. Czasem jest strach, że się człowiek ze wszystkim nie wyrobi. Praca jest może niezbyt dobrze płatna, ale za to ciekawa i generalnie ją sobie chwalę. Podobnie jak obecnych zleceniodawców.

Prywatnie też różnie bywało. Z jednej strony siłą rzeczy pozrywały się dawne więzi. Z drugiej - zaczął się zupełnie nowy rozdział. Dzięki poznaniu pewnej dziewczyny zafiksowanej na punkcie komiksów zacząłem jeździć na konwenty miłośników fantastyki i poznałem parę ciekawych osób. Wyróżnia się tutaj przyjaciółka - osoba specyficzna, trudna w pożyciu, z którą o dziwo ja się dogaduję świetnie. Pewnie dlatego, że mam taki sam parszywy charakter. Oboje sobie pomagamy. Ja nauczyłem ją radzić sobie z agresją, a także pracy z programami tłumaczeniowymi, dzięki czemu ona też może pracować zdalnie. Ona nauczyła mnie samoobrony (nauka bolała - nigdy w życiu nikt mnie tak ciężko nie pobił).

A sam Wrocław... Mieszkam tu pięć lat i mam wrażenie, że połowy nie widziałem. Przynajmniej raz w miesiącu robię sobie długą wycieczkę pieszo-tramwajową po mieście i poznaję osiedla, na których jeszcze nie byłem lub odkrywam kolejne tajemnice tych, które znam - a przynajmniej wydawało mi się, że znam.

Oczywiście mam swoje ulubione miejsca, do których zachodzę parę razy w tygodniu nawet. Dworzec Nadodrze, gdzie wszyscy pracownicy mnie już znają i pozwalają nawet po torach się kręcić. Hala Stulecia - moim zdaniem najbardziej monumentalna budowla w mieście. Ogród Japoński, gdzie wyciszam się, jak nigdzie indziej. Wybrzeża Odry i jej dopływów. Uliczki Nadodrza i Ołbina, po których mogę łazić godzinami i odkrywać tajemnice podwórek i kamienic: A to zatarty poniemiecki napis, a to graffiti będące praktycznie dziełem artystycznym, a to płaskorzeźba na fasadzie budynku...

To było dobre pięć lat. Daj Panie Boże kolejnych kilkadziesiąt...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...