niedziela, 7 lutego 2021

Kilka słów o teorii podkowy


"Prawda leży pośrodku, dlatego wszystkim przeszkadza", powiedział pewien mądry człowiek imieniem Arystoteles. Jest to pogląd absolutnie nie do zaakceptowania przez osoby o poglądach skrajnych. Zarówno radykalni prawicowcy, jak i lewicowi aktywiści są święcie przekonani, że rację mają wyłącznie oni, a cała reszta świata się myli. Samo z siebie nie jest to złe, o ile w grę wchodzi chęć dyskusji. Problem w tym, że tej chęci nie ma.


Kiedy czytam wypowiedzi przedstawicieli skrajnej prawicy i aktywistów płci obojga reprezentujących skrajną lewicę, mam wrażenie, że czytam kalki tych samych tekstów, tyle że prezentujących poglądy z przeciwległych biegunów. Okazuje się, że nie jestem jedyny: istnieje teoria, wedle której przedstawicieli skrajnych poglądów łączy więcej, niż chcieliby to przyznać. Nazywa się to teorią podkowy - głosi ona, że skrajną prawicę i lewicę łączy więcej niż z poglądami tzw. centrum. Istotnie, jeśli pominąć poglądy, a brać pod uwagę sposób ich wyrażania i stosunek do osób myślących choć odrobinę inaczej, to ekstremistów więcej łączy niż dzieli.

Obie strony na przykład chętnie wyzywają od najgorszych osoby, które ośmielają się nie tylko podważać ich (jedyny słuszny) światopogląd, ale zwyczajnie zadają pytania, bo czegoś nie wiedzą bądź nie rozumieją. Nie wierzycie? W takim razie powiedzcie mi, kto napisał ukazany obok cytat:

a) przedstawicielka grupy "Wrocławskie Rewolucjonistki" po tym, jak napisałem, że unikanie słowa "kobieta" i zastępowanie go mianem "osoba z macicą" nie jest dobrym pomysłem, bo to brzmi tak, jakby samo słowo "kobieta" było obraźliwe;

b) czytelnik portalu "Wrocław nasze miasto" będący jednocześnie przedstawicielem ONR po tym, jak napisałem, że nawet Jaruzelski był lepszym prezydentem niż Andrzej Duda, bo przynajmniej miał własne zdanie.

Serio, powiedzcie mi, bo nie wiem - dostałem tę wiadomość na Messengerze tego samego dnia, jak napisałem obie opinie i z powodu obu mi się obrywało od czytelników co bardziej zacietrzewionych.

Kolejna rzecz: obie strony myślą zero-jedynkowo. "Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam". Domagają się całkowicie bezkrytycznego poparcia i bezwzględnej akceptacji. Jeśli nie, to nie próbują rozmawiać ani zrozumieć. Nie ma kompletnie żadnej chęci dialogu - jest tylko jadowita nienawiść, pogarda i obelgi. 

Właśnie, obelgi. Obie skrajności z upodobaniem używają słów-kluczy - obelg pełniących funkcję gumowych worków, do którego wrzuca się wszelkie niewygodne poglądy i pytania.

Najpierw prawica. Najsłynniejszym słowem-kluczem jest tu oczywiście "lewak". Lewakiem może stać się każdy, kto ma błyskawicę na profilowym, kto zachęca do rezygnacji z samochodu na rzecz jazdy rowerem, weganin, osoba uważająca legalizację aborcji za dobry pomysł. Ale nie tylko - lewakiem można być nazwanym za opinię, że nieważne, jakiej ktoś jest orientacji, liczy się, co robi dla kraju i narodu. Ci ludzie wolą nie pamiętać, że autorka "Roty" była biseksualna, a jak ktoś o tym wspomni, oczywiście staje się lewakiem.

Skrajna lewica też ma swoje ukochane słowa-klucze. Jednym z nich jest "symetrysta", a które oznaczać ma ponoć osobę, która zawsze stara się widzieć dwie strony medalu. Niestety prawda jest taka, że ultralewicowiec uważa za symetrystę również osobę, która zwyczajnie chce wziąć pod uwagę, że nie wszyscy są ultralewicą właśnie. Przykład: na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet napisałem, że nazywanie wszystkich wierzących mianem debili nie jest dobrym pomysłem, bo wiele osób wierzących popiera protesty w sprawie zakazu aborcji, z miejsca stałem się "symetrystą", który z pewnością uważa, że w przypadku gwałtu ofiara jest tak samo winna jak sprawca. Naprawdę mi to zarzucono. 

Tylko wiecie, określenie kogoś mianem "symetrysty" albo "lewaka" świadczy jedynie o osobie używającej takich słów. To przyznanie się, że nie potrafi się dyskutować, że nie umie się zrozumieć drugiej strony, a nawet nie próbuje się tego zrobić. Ba, nie próbuje się nawet rozmawiać z ludźmi mającymi poglądy w większości te same, a różniące się w kilku dosłownie kwestiach.

Na przykład ja, mający na miarę Polski poglądy ultralewicowe, zostałem uznany za "katola" (kolejne słowo-klucz"), bo powiedziałem, że malowanie błyskawic na murach kościołów nie przysporzy sympatii aktywistkom organizującym protesty. Nieważne, że chodziło mi o to, że jednak wiele uczestniczek protestów to również osoby wierzące; nieważne, że chodziło mi o to (co wyraźnie podkreśliłem), że wieszanie tęczowych flag na pomnikach nie jest złym pomysłem, a chodzi mi TYLKO o malowanie po murach - jestem katolem i koniec!

Z kolei prawicowcy do roku 11 listopada wyzywają mnie od "lewackich gnid" i "komuchów", bo wypowiadam się zdecydowanie przeciwko polskim nacjonalistom spod znaku ONR, którzy noszą koszulki wychwalających Narodowe Siły Zbrojne. Nie ma znaczenia, że sam wywieszam flagę w oknie, że znam historię Polski lepiej od kogokolwiek z uczestników wrocławskiego Marszu Patriotów (nie przesadzam - nikt nie wiedział, co to była bitwa pod Oliwą).

Ja takie słowa-klucze uważam wręcz za swego rodzaju komplement. Naprawdę czuję się wyróżniony faktem, że ktoś uznał mnie za osobę, która stara się zrozumieć tych, co myślą inaczej. Weźmy przykład ostatnich protestów w sprawie zakazu aborcji. Pochodzę ze średniej wielkości prowincjonalnego miasta, dlatego wiem, że wiele kobiet uważa, że aborcji można zakazać, bo jak się chce, to i tak zawsze można sobie jakoś poradzić. Osobiście uważam, że trzeba takie osoby przekonać, dlaczego ich myślenie nie jest właściwe (kwestie finansowe, zdrowotne itp.), zamiast wyzywać się je od idiotek. W ten sposób bowiem, zamiast zyskać sojuszników, zyskuje się wrogów. Po zwróceniu na to uwagi zostałem zbanowany na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

To samo dotyczy niedawnej dyskusji na temat akceptacji dla transseksualistów. Ja jestem w stanie zrozumieć, że przeciętny Kowalski doznaje potężnego dysonansu poznawczego, gdy stoi przed nim dziewczyna z piersiami rozmiaru E każe określać się mianem mężczyzny, podobnie jak osoba będąca ewidentnie facetem, z zarostem na twarzy i "jabłkiem Adama" większym od nosa chce być traktowana jak kobieta. Żeby to wyjaśnić - spójrzcie na widły obok i powiedzcie mi, ile mają zębów. Nie umiecie? To teraz mniej więcej wiecie, jak się czuje przeciętny człowiek w kontakcie z transseksualistą. Ja to rozumiem i wiem, że pomyłki w stosowaniu zaimków, słownictwa itp. nie zawsze wynikają ze złej woli, tylko właśnie ze wspomnianego dysonansu poznawczego. Ale dla przeciętnego przedstawiciela skrajnej lewicy będę już męskim odpowiednikiem TERF - za sam fakt usiłowania zrozumienia osób, które mają problem z zaakceptowaniem transseksualistów.

Problem ze skrajnościami polega bowiem na tym, że w ogóle nie próbują rozmawiać. Nie ma w nich najmniejszej woli zrozumienia tych, co mają inny światopogląd. Nie uznają faktu, że wiele osób nie nosi poglądów w pakiecie i że jeśli ktoś jest na przykład gorącym zwolennikiem rozwoju komunikacji miejskiej i budowy ścieżek rowerowych, to nie musi jednocześnie potępiać inicjatyw takich jak Marsz Niepodległości.

Jeśli natomiast ktoś naprawdę uważa, że "bycie pośrodku" oznacza, że w sytuacji np. przemocy domowej również uważam kata i ofiarę za równie winnych, tego już naprawdę nie rozumiem. Czy tacy ludzie naprawdę myślą, że akceptacja dla różnych światopoglądów oznacza, że mam zamiar akceptować również patologię?  

PS Spotkałem się z twierdzeniem, że to, co w Polsce nazywa się lewicą, na Zachodzie byłoby uznane za centrum, a polskie centrum to zachodnia prawica; to zaś, co jest prawicą u nas, w innych krajach Europy byłoby uznane za nielegalne w świetle prawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...