Praga to podobno najchętniej odwiedzane przez turystów miasto w Europie; przynajmniej środkowej i wschodniej. Nie dziwię się. Praga to miasto magiczne, które trzeba zobaczyć i warto pojechać choćby na weekend.
Z Wrocławia do Pragi można teoretycznie można jechać Polskim Busem, ale myśl o pięciu godzinach
"przykucia" do jednego miejsca... brrr. Przechodziłem to już i więcej nie chcę. Zwłaszcza, że moim ulubionym środkiem lokomocji jest pociąg. Na szczęście z Wrocławia do Pragi dostać się koleją jest w miarę prosto. Na szczęście istnieje kilka ciekawych promocji, dzięki którym można
dojechać pociągiem tanio i sprawnie.
Podróż TAM
|
Railjet - czesko-austriacki pociąg dużych prędkości |
Przejazd do Pragi pociągiem odbywa się kilkuetapowo. Najpierw trzeba przetrwać trzy godziny w polskim pociągu - i to jest ta mniej przyjemna część podróży. Stary, trzęsący się, rzężący pojazd nie jest marzeniem turysty, powiedzmy sobie szczerze. Ale po czeskiej stronie zaczyna się bajka w postaci doskonale zorganizowanej kolei z czystymi pociągami. W dodatku w Czechach można bez problemu przesiąść się z "osobówki" na ekspres, gdyż pociągi wszystkich kategorii obowiązuje ten sam cennik. Dlatego po drodze przesiadłem się na międzynarodowy ekspres i takim właśnie pociągiem wjechałem do stolicy Czech. To się nazywa przyjazd z klasą!
Sobota
|
Dworzec główny - część zabytkowa |
Dworzec Główny – wycieczka siłą rzeczy zaczęła się od największego w Czechach dworca kolejowego. Sam budynek dworca jest swoistym symbolem Czech - nowoczesny, ale starannie ukryty
między drzewami, zaś miastu ukazuje swe oblicze stara, nieużywana budowla, pełniąca funkcję wyłącznie reprezentacyjną. Wspaniały symbol Kolei Czeskich, których możemy naszym sąsiadom pozazdrościć. Pociągi są czyste, punktualne i doskonale skomunikowane. Nie ma problemu z przesiadkami, gdyż pociągi osobowe zawsze na siebie czekają, a nawet jeśli jakiś "vlak" nam ucieknie, to mamy pewność, że w niedługim czasie pojawi się kolejny. Dlatego Czesi, w przeciwieństwie do Polaków, nie boją się konieczności przesiadania się. Z mojego punktu widzenia kolej czeska nie ma słabych stron.
|
Najdłuższe schody ruchome w mieście |
Komunikacja miejska - dobra sprawa. Z jednej strony tramwaje dojeżdżają niemal wszędzie, jest ich sporo, częstotliwość też jest duża. Niektóre pamiętają lata 70., ale i tak są w dobrym stanie. Ciekawostką są drewniane siedzenia w najnowszych modelach. Czechom to z jakiegoś powodu odpowiada. Metro to osobna rzecz. Linie są trzy, wejścia na stacje są wkomponowane w zabudowę, ale dobrze oznaczone. Warto pamiętać, że BEZWZGLĘDNY nakaz stania po
prawej stronie i zostawiania lewej wolnej obowiązuje nawet w godzinach
szczytu. Szkoda, że w Polsce takie przepisy nie obowiązują, nawet
niepisane, lub są zupełnie ignorowane. Warto odwiedzić stację Namesti
Miru – najgłębszą w sieci praskiego metra (schody długości 87,5
metra, czas jazdy chyba ze dwie minuty!). Minusem jest brak schematów na stacjach metra i skomplikowany układ tuneli - łatwo się w nich zgubić.
|
Tutaj zaczynają się przygody dobrego wojaka Szwejka |
Praskie gospody - miejsca, w których toczy się życie towarzyskie Czechów. Przychodzi się tam posiedzieć nad piwem, porozmawiać, obejrzeć mecz - po prostu spędzić miło czas. W "hospodach" nie ma raczej szans spotkać pijaka - tam ludzie nie piją na umór, a jedynie po to, by poprawić sobie nastrój. W centrum Pragi typowych "hospod" nie ma - przeważają tam restauracje nastawione głównie na turystów. Polecam głównie lokale oddalone od centrum - mniejszy w nich tłok, a poza tym są tańsze. Szczególnie warto odwiedzić znaną „szwejkolubom” gospodę „Pod Kielichem”. Tylko uwaga! Sprzedają tam jedynie ciemne piwo - na znak żałoby po zastrzelonym arcyksięciu Ferdynandzie. Warto wiedzieć, że w każdej z "hospod" dostaniemy praktycznie ten sam wybór potraw (raptem kilkanaście pozycji jadłospisu), za to mnóstwo rodzajów piwa.
|
Park, stara studnia, cisza i spokój |
Wyszehrad – najstarszy praski zamek, troszkę jakby mniej
znany od Hradczan, a szkoda, bo miejsce jest piękne. Cmentarz, na którym
pochowane są wybitne postacie, przepiękny widok na południowe dzielnice
Pragi oraz Wełtawę. Jest to również idealne miejsce na piknik - zaciszne i spokojniejsze niż ścisłe centrum. Stąd w pogodny dzień można tam spotkać wiele osób z kocykami, jedzeniem, piwem, albo po prostu opalających się. Mam wrażenie, że
każdy skrawek trawnika w Pradze jest wykorzystywany jako miejsce do
opalania. Nawet w środku miasta. Widać różnice kulturowe – w Polsce
budziłoby to zdumienie, komentarze, zgorszenie, a tam ludzie po prostu się opalają - i już. O ile się nie śmieci i nie wyprowadza psów bez smyczy - nikt nie zwróci na to uwagi.
|
Hradczany widziane z Mostu Karola |
Hradczany – najbardziej chyba znane i najchętniej odwiedzane miejsce w Pradze. Warto, choćby dla samej Złotej Uliczki. Jednak największe wrażenie zrobiły na
mnie… tłumy Japończyków. Serdeczni, uśmiechnięci, uprzejmi ludzie,
robiący sobie setki zdjęć, mimo niesamowitego ścisku nigdy na nikogo nie
wpadający. Tutaj zabawny zbieg okoliczności – jedna japońska rodzina,
która poprosiła mnie o zrobienie zdjęcia, kojarzy mnie z konwentów SF w Polsce! Tutaj przestrzegam, że Czesi bardzo wzięli sobie do serca możliwość zagrożenia terrorystycznego, więc wejście na teren Hradczan wiąże się z bardzo dokładną kontrolą. Nie można wnosić ostrych przedmiotów, nawet jeśli są wykonane z plastiku.
|
Plac Wacława o północy |
Praga
nocą – niesamowity klimat wesołej zabawy, ludzi siedzących
na skwerach i ulicach, popijających piwo, restauracje czynne do białego
rana, kluby, w których każdy staje się dobrym kolegą wszystkich obecnych
(nawet bez alkoholu) – a najlepsze, że dotyczy to ludzi w każdym wieku.
Nigdy dotąd nie widziałem imprezy w stylu techno, na której królami
parkietu zostaliby emeryci. Noc spędziłem niemal w całości na ulicach Pragi, gdyż zarezerwowałem nocleg w schronisku, w pokoju, w którym za współlokatorów miałem Anglików obchodzących wieczór kawalerski. Skoro więc i tak miałbym nie spać, to wolałem sobie połazić. Ale warto było, bo przynajmniej zobaczyłem nocne życie miasta. Nie, nie było ryzyka. Praga jest generalnie bezpiecznym miastem, więc strachu nie ma.
Dzień 2
|
Metronom o świcie |
Praski Metronom – miejsce, gdzie warto iść o świcie albo o
zmierzchu. Wtedy jest stamtąd najpiękniejszy widok, bo albo nad Starym
Miastem wznosi się Słońce, albo wszystkie budynki są przepięknie
oświetlone. A przy okazji można spotkać paru sympatycznych punków
pijących tanie wina. Jakby ktoś był ciekaw - metronom postawiono na monumencie, na którym przed laty znajdował się największy na świecie pomnik Stalina. Historia jego powstania i zburzenia to doskonała historia na film, najlepiej czarną komedię pokroju "Dnia świra". Szkoda, że na miejscu nie ma żadnej wystawy temu poświęconej.
|
Ogrody Wallensteina |
Mala Strana – moim zdaniem najpiękniejsza dzielnica Pragi. Ciasne, przytulne uliczki, przecudne kamieniczki, wiele knajpek i sklepików, a także Ogrody Wallensteina. No i Wieża Eiffla. Nie, to nie pomyłka, istnieje w Pradze
miniatura tej
budowli. "Mięczaki" wjeżdżają najpierw na górkę kolejką linowo-szynową,
a potem na wieżę windą. Jednak czekanie w kolejce po bilet trwa zbyt
długo, więc poszedłem na górę labiryntem alejek i schodami. Nieco męczące w takim upale, ale warto było, bo po drodze można zobaczyć wiele całkiem ładnych skałek i roślinek. Sama wieża Eiffla to moim
zdaniem jest to najlepszy punkt widokowy w mieście – widać w
niego caluteńkie miasto, niemal każdą dzielnicę.
|
Typowa praska uliczka |
Praskie uliczki - tak można nazwać punkt wycieczki polegający na bezcelowym łażeniu, żeby poczuć klimat, zapamiętać i zatęsknić. zaglądanie we wszystkie zaułki, odkrywanie kolejnej uliczki to niezła
zabawa. Można powiedzieć, samodzielne odkrywanie Pragi nieopisywanej w
przewodnikach. Wiele jest takich, zwłaszcza w dzielnicach Mala Strana i Żiżkov. Przy okazji odwiedziłem dwie przesympatyczne knajpki ze znakomitej jakości piwem. Piszę to ja, który dotąd uważałem piwo za rzecz, którą pod względem
obrzydliwości jedynie dżin z tonikiem przebija. Tymczasem czeskie piwo posmakowało mi, nawet bardzo. To może być sprawa ich znakomitej jakości wody używanej do produkcji. Sami Czesi wydawali się bardzo sympatyczni i nie robili żadnych uwag, że źle wymawiam jakieś słowo. Byli też wyraźnie zadowoleni, że piwo piję powoli, delektując się. Wyraźnie drażni ich picie piwa dla samego upicia się.
|
Złota Uliczka |
Muzea - są różne. Najciekawszym moim zdaniem miejscem tego typu jest Złota Uliczka na Hradczanach. Ale są też inne, na przykład Muzeum Komunizmu, a także ulubiona atrakcja wielu turystów - Muzeum Zabawek Erotycznych. Jest to miejsce, na którego widok
niektórzy się gorszą, niektórzy śmieją, ale nikt nie przejdzie
obojętnym. Atrakcja dedykowana każdemu, kto w swej naiwności wierzy, że
„dawne, dobre czasy” nie były przesiąknięte erotyzmem, a o seksie "nikt
porządny" nie myślał tyle, co teraz. To by wyjaśniało, czemu większość
eksponatów pochodzi ze średniowiecza, epoki wiktoriańskiej i okresu międzywojennego. Muzeum to umiejscowione jest przy głównym trakcie na Most Karola, więc łatwo znaleźć.
|
Wyroby szklane |
Pamiątki - zmęczony po nieprzespanej nocy (nawet dwóch), z językiem na brodzie, bo za dobrze
się siedziało na Starym Mieście i nie zauważyłem, że czas mnie goni.
Szybko więc zrobiłem zakupy. Przede wszystkim kupiłem sobie kołacze morawskie - taka niby drożdżówka, ale rozmiarów malej pizzy, z dodatkami w kilku smakach. Do tego zgrzewka Kofoli, czyli tamtejszego odpowiednika Coca-Coli, ale sporządzanego z dodatkiem ziół - cudowna rzecz, orzeźwiająca, dobra na upały. Oczywiście zrobiłem też drobne zakupy w sklepie z przecudnej urody wyrobami szklanymi i wreszcie trzeba było ruszyć biegiem na dworzec. Troszkę żal, że to tylko jeden weekend.
Podróż z powrotem
|
Motorak - zapewnia transport, zabawę i romanse |
Jedyna smutna część wycieczki, przynajmniej pod koniec. Najpierw z Pragi wyjechałem ekspresem, a potem przesiadłem się na pociąg do granicy. W "osobówkach", zwłaszcza na trasach lokalnych, często panuje atmosfera radosnego pikniku. Zaprawdę powiadam wam - nie zna Czech ten, kto nigdy nie jechał tam pociągiem regionalnym. Potem jednak robi się smutno - w momencie, kiedy wsiądzie się do zdezelowanego, polskiego rzęcha do Wrocławia. Potem dochodzi
świadomość, że centrum Wrocławia, jakkolwiek piękne, jest zmasakrowane
przez trasę W-Z i wszechobecne samochody; że w Polsce nikt na
schodach ruchomych miejsca nie ustąpi; że ludzie piją po to, żeby się
upić; że wiele linii kolejowych jest w stanie agonalnym… Jakbym się przesiadł z
Mercedesa do malucha. Płakać się chce.
Bilans
Dwie koszulki, jeden kubek, zgrzewka Kofoli, sporo zdjęć (ale tylko jedno moje, bo w tym upale wyglądałem – jak
to określiła bliska mi osoba – jakbym za dużo czasu spędził na przerzucaniu gnoju), oparzenie słoneczne I stopnia, parę pomysłów na obiady z
wykorzystaniem tradycyjnych czeskich potraw. Skoro nie mogę mieszkać w
Czechach, to kawałek ich stworzę u siebie. I wiecie co? Jakbym miał kiedyś wyemigrować, to tylko tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz