sobota, 24 lutego 2018

Czwarta władza - o wolności prasy

The Post

USA 2017
Scenariusz: Liz Hannah, Josh Singer
Reżyseria: Steven Spielberg

Wolność prasy jest kwestią dyskusyjną; wiele zależy tutaj od tego, czym dany dziennikarz czy określone pismo się zajmują. Mniej przychylnie patrzymy na paparazzich wciskających wścibskie nosy w najbardziej intymne sprawy; z podziwem patrzymy za to na dziennikarzy śledczych, ujawniających afery gospodarcze lub polityczne - nierzadko z narażeniem bezpieczeństwa czy nawet życia. Dla wielu są oni bohaterami, którzy nie boją się oskarżenia albo nawet napaści tajnych agentów nasłanych dla zastraszenia albo pozbycia się niewygodnej osoby. Większość osób uważa, że społeczeństwo ma prawo wiedzieć o tym, jaką politykę prowadzi rząd jego kraju. Jednak nie we wszystkich krajach jest to oczywiste; dawniej ograniczenia istniały też w "krainie wolności", za jaką uważa się Stany Zjednoczone Ameryki. Za przełomowy w tej kwestii uważa się wyrok Sądu Najwyższego w sprawie publikacji materiałów rządowych z 1971 r., w sprawie zwanej "Pentagon Papers", która jest osią fabuły filmu "Czwarta władza".


Afera "Pentagon Papers" dotyczyła wycieku materiałów dotyczących zaangażowaniu Amerykanów w wojnę w Wietnamie. Materiały te dowodziły jednoznacznie, że rząd przez ponad 20 lat oszukiwał naród na temat prowadzonej przez siebie polityki. Materiały te zostały wyniesione i przekazane do redakcji "New York Times", który dostał sądowy zakaz publikacji. Część materiałów trafiła więc do "Washington Post" - pisma, które wówczas zajmowało się głównie opisywaniem życia i działań polityków w stolicy USA. Właścicielka pisma (w tej roli Meryl Streep) i redaktor naczelny (w którego wcielił się Tom Hanks) - mimo przyjaźni łączącej ich z osobami wymienianymi w dokumentach - zdecydowali się na publikację (ryzykując oskarżenie ze strony samego prezydenta państwa!), aby ukazać społeczeństwu, jak złożone intrygi rozgrywane są kosztem obywateli.

Właśnie tematyka filmu sprawia, że obawiam się, iż wiele osób zignoruje ten film. Chociaż afera "Pentagon Papers" była faktycznie pierwszym w Ameryce głośnym przypadkiem, kiedy prasa ukazała całą swą siłę oddziaływania na społeczeństwo i sprowokowała dyskusję na temat wolności prasy, to jednak poza USA nie jest ona praktycznie znana. Z tego powodu film jest dość hermetyczny, gdyż niewielu nie-Amerykanów zna historię tego kraju na tyle dobrze, by zrozumieć, jak wielką sprawą był wyciek tych informacji, jak ogromne zmiany zaszły w Stanach Zjednoczonych pod wpływem wojny w Wietnamie - i jak wielką sprawą była afera ukazana w filmie. Jest to przypadek zupełnie inny od np. "Spotlight", gdzie osią fabuły było dochodzenie dziennikarskie na temat ukrywanych przez Kościół przestępstw.

Szkoda byłoby jednak ten film zignorować - film ten bowiem jak żaden inny skupia się na kulisach pracy dziennikarza. Bohaterowie filmu nie tylko prowadzą śledztwo i walczą o prawo do informowania czytelników o wszystkich dotyczących ich wydarzeniach. Przede wszystkim są ludźmi z krwi i kości, którzy mają rodziny, przyjaciół i zastanawiają się, jak praca wpłynie na ich stosunki z najbliższymi. Możemy też przekonać się, jak skomplikowane relacje łączyły pracowników różnych redakcji, jak wyglądała konkurencja między nimi czy próby wykradania sobie tematów czy źródeł informacji. Niektóre z nich zadziwiają prostotą i zawartym w niej geniuszem - trzeba przyznać, że kiedyś dziennikarz musiał być istotą wyjątkowo zaradną. Dzięki temu film ogląda się jak przyzwoity, trzymający w napięciu thriller polityczny. Ukazano też bez ogródek smutną prawdę - pod przykrywką patriotyzmu i troski o obywateli, w całej sprawie chodzi tak naprawdę jedynie o zdobycie czytelników i pokonanie konkurencji.

W filmie ukazano też świetnie rzeczywistość czasów, w jakich dzieje się akcja - przede wszystkim pod względem obyczajowym. Szefowa "Washington Post" jest traktowana niemal jak istota niepełnosprawna tylko dlatego, że jest kobietą. Jedna z dziennikarek jest uważana za dobrą do pisania tekstów na tematy plotkarskie, bo do bardziej wartościowych reportaży się rzekomo nie nadaje - mimo że udowodniła swą zaradność, wchodząc w miejsca, do których żaden inny reporter się nie dostał. W bohaterach zachodzi ostatecznie pewna przemiana - pod wpływem słów żony, redaktor naczelny zaczyna bardziej szanować swą szefową, zaś ona sama wierzy w swoją wartość i podejmuje samodzielne decyzje, czym zadziwia wszystkich mężczyzn. Za swoistą atrakcję można uznać ukazanie pełnego procesu powstawania numeru gazety od pisania artykułów, przez korektę i składanie stron z czcionek aż po druk.

Pewnym minusem filmu jest to, że problem wolności prasy omówiono na podstawie sprawy wyjątkowo jednostronnej. W sytuacji, którą przekazano w filmie, jasne jest, kto jest dobry (dziennikarze walczący o ujawnienie prawdy), a to zły (rząd okłamujący obywateli). Słusznie bowiem zauważono, że w sprawie tej nie ma żadnego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa (może poza chwilową destabilizacją rządów). Czy jednak ocena dziennikarzy i wolności prasy byłaby taka oczywista, gdyby ocenić ją na podstawie np. dziennikarzy "The Times", którzy jeszcze podczas I wojny światowej bez ogródek pisali o planowanych dopiero operacjach, narażając setki tysięcy ludzi na śmierć? W sytuacji przedstawionej w filmie żadnych dwuznaczności nie ma. Z tego samego powodu jedynymi argumentami "za" ograniczeniem drukowania niewygodnych treści staje się groźba procesu lub nieprzyjemności ze strony ludzi prezydenta - nie pojawia się za to zupełnie kwestia tego, że dane materiały rzeczywiście mogą zaszkodzić.

"Czwarta władza" to film zdecydowanie wart obejrzenia, przede wszystkim ze względu na znakomite ukazanie rzeczywistości Ameryki lat 70. XX w. oraz ukazanie pełnego wymiaru pracy dziennikarza - tak, jak wyglądała przed laty. Poza tym warto poznać trochę historii najnowszej i dowiedzieć się, jak wyglądała walka o wolność wypowiedzi - a także o równouprawnienie. Ode mnie ma mocne "8/10".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Arcane - 7 lat czekania, ale warto było

Arcane USA 2021 Scenariusz: Christian Linke, Alex Yee Na podstawie gry League of Legends Nie jestem namiętnym graczem, ale świat gier komput...